Termin: 28.01.2014 – 1.02.2014 Trasa: Warszawa (Okęcie) – Bergamo- Alghero – Bergamo - Warszawa (Okęcie) Koszt biletów: Łącznie około 250 zł, wszystkie 4 odcinki w zbliżonych cenach Noclegi: 1 Bergamo, 2 Santa Teresa di Gallura, 3 Dorgali, 4 Alghero. Transport po wyspie: Fiat 500 z Hertza za 300 zł na 3 dni bez ubezpieczenia wkłady własnego.
Pomysł wyjazdu powstał późną jesienią. Inspiracją były liczne relacje znalezione w internecie dotyczące Bergamo i trochę mniej liczne dotyczące Sardynii (szczególne podziękowania dla autorki http://poloniasardynia.blox.pl). Nietypowy termin był spowodowany bardzo dużą popularnością Sardynii w sezonie ze wszelkimi oczywistymi konsekwencjami: bardzo wysokimi cenami noclegów i najmu samochodów, tłumami turystów i moim brakiem zamiłowania do bezczynnego plażowania.
Dzień 1 Lot Wizzair do Bergamo. Na miejscu byliśmy przed 9:00. Pogoda lekko mglista, około 5 stopni i delikatna mżawka, która na szczęście szybko nam odpuściła i umożliwiła swobodne zwiedzanie. Hotel, a raczej prywatne mieszkanie zamienione w czteropokojowy pensjonat był znakomicie zlokalizowany, bezpośrednio przy stacji dolnej kolejki i przystanku autobusowego (cena ok. 180 zł za dwójkę - B&B Alla Funicolare). Odnośnie transportu to nawet w przypadku kilkugodzinnej wizyty w mieście polecam bilet za 5 Euro/24h, bo dzięki niemu załapiemy się na darmowe przejazdy obiema kolejkami. Potwierdzam liczne opinie, iż miasto jest bardzo przyjemne. W dolnej części nie znalazłem nic szczególnego, oprócz miłych widoków na górne miasto. Natomiast w Citta Alta można swobodnie spędzić kilka godzin przechadzając się po uliczkach starego miasta i odwiedzając liczne lokale. Polecam w szczególności pub Osteria della Birra przy Piazza Mascheroni 1/C, z dużym wyborem włoskich piw rzemieślniczych (ok. 5 Euro za 400ml.) oraz restauracje tuż przy głównym placu http://www.ilsolebergamo.com, którą rekomendował nam właściciel naszego hotelu.
Reasumując, Bergamo sprawdza się jako dobre miejsce do spędzenia kilku godzin w oczekiwaniu na kolejny samolot, natomiast nie jest na tyle urzekające żebym zamierzał je regularnie odwiedzać jako cel podróży.
Dzień 2 Alghero - Capo Caccia- Stintino- Castelsardo - Capo Testa- Santa Teresa di Gallura Lot Ryanair do Alghero. Samolot w 1/3 pusty, 75 minut lotu i przed 10:00 byliśmy w Alghero. Wypożyczalnia na lotnisku, bez żadnych sensacji i po kilku minutach byliśmy już wewnątrz naszego Fiata 500. Największe moje obawy przed wylotem na Sardynie dotyczyły oczywiście pogody. Pomimo iż apogeum ulew jest od października do grudnia, to i tak wciąż liczyłem się z tym że możemy trafić na 70 godzin deszczu non-stop. Po przylocie nie było tragicznie ok. 13 stopni i porywisty wiatr. Objazdówkę zaczęliśmy od Capo Caccia. Na miejscu niestety po raz pierwszy odczuliśmy fakt, iż wyjazdy na Sardynie w zimie są odrobinę ryzykowne. Jedna z największych atrakcji wyspy, czyli Grota Neptuna wraz z prowadzącymi do niej unikatowymi schodami była zamknięta z uwagi na panujący sztorm. Na szczęście nie poddaliśmy się i zauważyliśmy, że około 1 kilometra przed schodami prowadzącymi do grot, można swobodnie zejść w dół po zboczu wybrzeża i zobaczyć takie widoki:
Następnie udaliśmy się do Stintino, półwyspu mającego opinie miejsca z jednymi z najładniejszych plaż na wyspie. W styczniu ten region był wymarły. Nie widzieliśmy żadnego otwartego hotelu, żadnych turystów, ewentualnie pojedynczych pasterzy i pracowników stacji benzynowych. W Stintino jest ładnie, ale nie porywająco.
Na marginesie Sardynia w wielu miejscach o tej porze roku wygląda na wymarłą. Przez 3 dni nie spotkaliśmy żadnego obcokrajowca, a zaledwie kilku włoskich turystów tylko na La Madalennie i w Alghero.
Pogoda z każdą godziną była coraz lepsza, do tego stopnia że wyszło słońce, a termometr wskazał rekordowe jak się później okazało 17 stopni
:) Dojechaliśmy do kolejnej atrakcji w stylu Sardynia must see, czyli do Castelsardo. Pięknie położone miasteczko z ruinami zamku na szczycie. Przechadzając się ulicami, zerkając na miejscowych uświadamialiśmy sobie co raz bardziej, jaki stanowimy dla nich ewenement. Szczególnie wielu miejscowych gentelmanów sprawiało wrażenie znudzonych monotonnym życiem dla których główną atrakcją jest wspólne oglądanie teleturniejów i przejeżdżających samochodów.
Zmrok zapada około godziny 18, więc nie mieliśmy już zbyt dużo czasu. Ostatnia atrakcja pierwszego dnia na wyspie to formacje skalne Capo Testa. Najciekawsze miejsce jakie dotychczas zobaczyliśmy. Skalny labirynt o potwornych kształtach. Oczywiście byliśmy jedynymi osobami w promieniu kilku kilometrów.
Dzień 3 Santa Teresa di Gallura - La Madallena – Caprera – Dorgali Santa Teresa di Gallura w którym nocowaliśmy (bardzo przyzwoity Hotel l'Ancora – około 140 zł za dwójkę) to sympatyczne miasteczko z dwoma Nurhagami i przykuwającą uwagę zatoczką. Niestety w sezonie turyści chyba już od świtu muszą zajmować miejsca na mikroskopijnej plaży. Poranny spacer to jedyny moment w ciągu wyjazdu, gdy musiałem skorzystać z parasolki.
Następnie ruszyliśmy w kierunku archipelagu La Madallena. Prom odpływa co godzinę, w sezonie nieznacznie częściej. Za samochód i dwie osoby łącznie 20 Euro. Inne są ceny dla turystów, a inne dla rezydentów. Jeśli mówisz chodź trochę po włosku to możesz zaoszczędzić 10 Euro
:)
Szczególnie polecam udać się wąskim mostem na wyspę Caprera i wjechać na sam szczyt. Bardzo efektowny widok na okolicę. Zdjęcia nie oddają całego uroku miejsca
:(
Niestety było już późne popołudnie i musieliśmy z dużą niechęcią zacząć skracać planowaną podróż, tak aby zrobić samochodem koło w okolicach miasto Nuoro i wrócić do Alghero następnego dnia o sensownej porze. Miejsce na nocleg wybraliśmy kompletnie przypadkowo. Położone na wzgórzu miasto Dorgali, pokój na poddaszu prywatnego domu (cena ok. 120 zł).Dzień 4 Dorgali – Orgosolo -Bosa – Alghero Ruszyliśmy o poranku. Niestety podróż do Orgosolo zajęła na trochę więcej czasu niż planowaliśmy. W listopadzie nad Sardynią przeszły ogromne opady deszczu, w których zginęło około 20 osób, a niektóre drogi się osunęły i były nadal nieprzejezdne.
Z drobnymi problemami dotarliśmy na miejsce. Na temat Orgosolo wiedziałem jedynie tyle, iż miejsce słynie z licznych murali o zabarwieniu społeczno – politycznym. Bardzo polecam odwiedzenie. W mieście panuje specyficzny klimat, biedę widać na każdym kroku. Rozpadające się domy ozdobione wymyślnymi obrazami i leniwie przechadzający się mieszkańcy powodują, iż trudno jest uwierzyć iż znajdujemy się zaledwie około 50 km od najpopularniejszych kurortów w całych Włoszech.
Po około 1,5 godzinie dojechaliśmy do Bosy. Pogoda rewelacja, ok. 15 stopni i dużo słońca. Kolejne urocze miasteczko.
Upływający co raz szybciej czas zmuszał nas niestety do przyspieszenia tempa i powrotu do wypożyczalni. Na pożegnanie mieliśmy jeszcze, zapadające na długo w pamięć, widoki zachodniego wybrzeża wyspy.
Samochód oddaliśmy około 17. W wypożyczalni, pomimo iż nie miałem dodatkowego ubezpieczenia, pracownik sprawdził tylko ilość benzyny, pospieszenie obszedł samochód i po chwili mogliśmy pojechać za 1,5 Euro autobusem do Alghero. Hotel Alghero City za 120 zł – kolejny bardzo przyzwoity. Alghero zostało niegdyś podbite przez wojska katalońskie. Obecnie z ładnie odrestaurowanymi murami obronnymi otaczającymi stare miasto i szeroką nadmorską promenadą, wyróżnia się na tle innych miast, które mieliśmy przyjemność zobaczyć. Miasto jest po prostu o wiele czystsze i bardziej zadbane w porównaniu do wielu skromnych i naruszonych zębem czasu miejsc.
Wieczorem pożegnalne zakupy. Polecam miejscowy specjał - Bottarga, czyli suszone rybie gonady. Idealnie pasuje jako przyprawa do pizzy, spaghetti czy grzanek. Pożegnalna kolacja, czyli najlepsza pizza podczas wyjazdu i karafka wina za niecałe 30 Euro. Restauracja http://www.pescedoroalghero.it, ulubiona restauracja recepcjonisty z naszego hotelu.
Dzień 5 - powrót Jeszcze przed świtem, ok. 5:00 złapaliśmy pierwszy autobus z głównej promenady w porcie i o 6:30 polecieliśmy do Bergamo, a tam po 70 minutowej przesiadce, wróciliśmy samolotem na Okęcie. Przesiadka nie była idealna, gdyż musieliśmy przejść jeszcze raz kontrole podręcznego bagażu, co przy 4 otwartych bramkach i tłumie ludzi zajęło prawie 30 minut i wprowadziło lekki stres.
Reasumując, wyjazd był udany. Bergamo to bardzo dobre miejsce na dłuższy spacer lub obiad przy przesiadkach, ewentualnie na jednodniówkę. Sardynię w styczniu również warto zobaczyć. Problemem był krótki dzień – zmrok ok. 18, wiele zamkniętych hoteli i restauracji oraz niemożliwy wstęp do niektórych zabytków. Spędzenie 3 dni na Sardynii to absolutne minimum, żeby poczuć klimat wyspy. Na względnie spokojne objechanie całej wyspy trzeba przeznaczyć 8 - 10 dni. Budżet wyjazdu na 2 osoby na 4 pełne dni to około 2500 zł, z czego poważną część stanowił transport po wyspie: wypożyczenie samochodu - 300 zł i 350 zł na benzynę.
Trasa: Warszawa (Okęcie) – Bergamo- Alghero – Bergamo - Warszawa (Okęcie)
Koszt biletów: Łącznie około 250 zł, wszystkie 4 odcinki w zbliżonych cenach
Noclegi: 1 Bergamo, 2 Santa Teresa di Gallura, 3 Dorgali, 4 Alghero.
Transport po wyspie: Fiat 500 z Hertza za 300 zł na 3 dni bez ubezpieczenia wkłady własnego.
Pomysł wyjazdu powstał późną jesienią. Inspiracją były liczne relacje znalezione w internecie dotyczące Bergamo i trochę mniej liczne dotyczące Sardynii (szczególne podziękowania dla autorki http://poloniasardynia.blox.pl). Nietypowy termin był spowodowany bardzo dużą popularnością Sardynii w sezonie ze wszelkimi oczywistymi konsekwencjami: bardzo wysokimi cenami noclegów i najmu samochodów, tłumami turystów i moim brakiem zamiłowania do bezczynnego plażowania.
Dzień 1
Lot Wizzair do Bergamo. Na miejscu byliśmy przed 9:00. Pogoda lekko mglista, około 5 stopni i delikatna mżawka, która na szczęście szybko nam odpuściła i umożliwiła swobodne zwiedzanie. Hotel, a raczej prywatne mieszkanie zamienione w czteropokojowy pensjonat był znakomicie zlokalizowany, bezpośrednio przy stacji dolnej kolejki i przystanku autobusowego (cena ok. 180 zł za dwójkę - B&B Alla Funicolare).
Odnośnie transportu to nawet w przypadku kilkugodzinnej wizyty w mieście polecam bilet za 5 Euro/24h, bo dzięki niemu załapiemy się na darmowe przejazdy obiema kolejkami.
Potwierdzam liczne opinie, iż miasto jest bardzo przyjemne. W dolnej części nie znalazłem nic szczególnego, oprócz miłych widoków na górne miasto. Natomiast w Citta Alta można swobodnie spędzić kilka godzin przechadzając się po uliczkach starego miasta i odwiedzając liczne lokale. Polecam w szczególności pub Osteria della Birra przy Piazza Mascheroni 1/C, z dużym wyborem włoskich piw rzemieślniczych (ok. 5 Euro za 400ml.) oraz restauracje tuż przy głównym placu http://www.ilsolebergamo.com, którą rekomendował nam właściciel naszego hotelu.
Reasumując, Bergamo sprawdza się jako dobre miejsce do spędzenia kilku godzin w oczekiwaniu na kolejny samolot, natomiast nie jest na tyle urzekające żebym zamierzał je regularnie odwiedzać jako cel podróży.
Dzień 2 Alghero - Capo Caccia- Stintino- Castelsardo - Capo Testa- Santa Teresa di Gallura
Lot Ryanair do Alghero. Samolot w 1/3 pusty, 75 minut lotu i przed 10:00 byliśmy w Alghero. Wypożyczalnia na lotnisku, bez żadnych sensacji i po kilku minutach byliśmy już wewnątrz naszego Fiata 500. Największe moje obawy przed wylotem na Sardynie dotyczyły oczywiście pogody. Pomimo iż apogeum ulew jest od października do grudnia, to i tak wciąż liczyłem się z tym że możemy trafić na 70 godzin deszczu non-stop. Po przylocie nie było tragicznie ok. 13 stopni i porywisty wiatr. Objazdówkę zaczęliśmy od Capo Caccia. Na miejscu niestety po raz pierwszy odczuliśmy fakt, iż wyjazdy na Sardynie w zimie są odrobinę ryzykowne. Jedna z największych atrakcji wyspy, czyli Grota Neptuna wraz z prowadzącymi do niej unikatowymi schodami była zamknięta z uwagi na panujący sztorm. Na szczęście nie poddaliśmy się i zauważyliśmy, że około 1 kilometra przed schodami prowadzącymi do grot, można swobodnie zejść w dół po zboczu wybrzeża i zobaczyć takie widoki:
Następnie udaliśmy się do Stintino, półwyspu mającego opinie miejsca z jednymi z najładniejszych plaż na wyspie. W styczniu ten region był wymarły. Nie widzieliśmy żadnego otwartego hotelu, żadnych turystów, ewentualnie pojedynczych pasterzy i pracowników stacji benzynowych. W Stintino jest ładnie, ale nie porywająco.
Na marginesie Sardynia w wielu miejscach o tej porze roku wygląda na wymarłą. Przez 3 dni nie spotkaliśmy żadnego obcokrajowca, a zaledwie kilku włoskich turystów tylko na La Madalennie i w Alghero.
Pogoda z każdą godziną była coraz lepsza, do tego stopnia że wyszło słońce, a termometr wskazał rekordowe jak się później okazało 17 stopni :)
Dojechaliśmy do kolejnej atrakcji w stylu Sardynia must see, czyli do Castelsardo. Pięknie położone miasteczko z ruinami zamku na szczycie. Przechadzając się ulicami, zerkając na miejscowych uświadamialiśmy sobie co raz bardziej, jaki stanowimy dla nich ewenement. Szczególnie wielu miejscowych gentelmanów sprawiało wrażenie znudzonych monotonnym życiem dla których główną atrakcją jest wspólne oglądanie teleturniejów i przejeżdżających samochodów.
Zmrok zapada około godziny 18, więc nie mieliśmy już zbyt dużo czasu. Ostatnia atrakcja pierwszego dnia na wyspie to formacje skalne Capo Testa. Najciekawsze miejsce jakie dotychczas zobaczyliśmy. Skalny labirynt o potwornych kształtach. Oczywiście byliśmy jedynymi osobami w promieniu kilku kilometrów.
Dzień 3 Santa Teresa di Gallura - La Madallena – Caprera – Dorgali
Santa Teresa di Gallura w którym nocowaliśmy (bardzo przyzwoity Hotel l'Ancora – około 140 zł za dwójkę) to sympatyczne miasteczko z dwoma Nurhagami i przykuwającą uwagę zatoczką. Niestety w sezonie turyści chyba już od świtu muszą zajmować miejsca na mikroskopijnej plaży.
Poranny spacer to jedyny moment w ciągu wyjazdu, gdy musiałem skorzystać z parasolki.
Następnie ruszyliśmy w kierunku archipelagu La Madallena. Prom odpływa co godzinę, w sezonie nieznacznie częściej. Za samochód i dwie osoby łącznie 20 Euro. Inne są ceny dla turystów, a inne dla rezydentów. Jeśli mówisz chodź trochę po włosku to możesz zaoszczędzić 10 Euro :)
Szczególnie polecam udać się wąskim mostem na wyspę Caprera i wjechać na sam szczyt. Bardzo efektowny widok na okolicę. Zdjęcia nie oddają całego uroku miejsca :(
Niestety było już późne popołudnie i musieliśmy z dużą niechęcią zacząć skracać planowaną podróż, tak aby zrobić samochodem koło w okolicach miasto Nuoro i wrócić do Alghero następnego dnia o sensownej porze. Miejsce na nocleg wybraliśmy kompletnie przypadkowo. Położone na wzgórzu miasto Dorgali, pokój na poddaszu prywatnego domu (cena ok. 120 zł).Dzień 4 Dorgali – Orgosolo -Bosa – Alghero
Ruszyliśmy o poranku. Niestety podróż do Orgosolo zajęła na trochę więcej czasu niż planowaliśmy. W listopadzie nad Sardynią przeszły ogromne opady deszczu, w których zginęło około 20 osób, a niektóre drogi się osunęły i były nadal nieprzejezdne.
Z drobnymi problemami dotarliśmy na miejsce. Na temat Orgosolo wiedziałem jedynie tyle, iż miejsce słynie z licznych murali o zabarwieniu społeczno – politycznym. Bardzo polecam odwiedzenie. W mieście panuje specyficzny klimat, biedę widać na każdym kroku. Rozpadające się domy ozdobione wymyślnymi obrazami i leniwie przechadzający się mieszkańcy powodują, iż trudno jest uwierzyć iż znajdujemy się zaledwie około 50 km od najpopularniejszych kurortów w całych Włoszech.
Po około 1,5 godzinie dojechaliśmy do Bosy. Pogoda rewelacja, ok. 15 stopni i dużo słońca. Kolejne urocze miasteczko.
Upływający co raz szybciej czas zmuszał nas niestety do przyspieszenia tempa i powrotu do wypożyczalni. Na pożegnanie mieliśmy jeszcze, zapadające na długo w pamięć, widoki zachodniego wybrzeża wyspy.
Samochód oddaliśmy około 17. W wypożyczalni, pomimo iż nie miałem dodatkowego ubezpieczenia, pracownik sprawdził tylko ilość benzyny, pospieszenie obszedł samochód i po chwili mogliśmy pojechać za 1,5 Euro autobusem do Alghero. Hotel Alghero City za 120 zł – kolejny bardzo przyzwoity. Alghero zostało niegdyś podbite przez wojska katalońskie. Obecnie z ładnie odrestaurowanymi murami obronnymi otaczającymi stare miasto i szeroką nadmorską promenadą, wyróżnia się na tle innych miast, które mieliśmy przyjemność zobaczyć. Miasto jest po prostu o wiele czystsze i bardziej zadbane w porównaniu do wielu skromnych i naruszonych zębem czasu miejsc.
Wieczorem pożegnalne zakupy. Polecam miejscowy specjał - Bottarga, czyli suszone rybie gonady. Idealnie pasuje jako przyprawa do pizzy, spaghetti czy grzanek. Pożegnalna kolacja, czyli najlepsza pizza podczas wyjazdu i karafka wina za niecałe 30 Euro. Restauracja http://www.pescedoroalghero.it, ulubiona restauracja recepcjonisty z naszego hotelu.
Dzień 5 - powrót
Jeszcze przed świtem, ok. 5:00 złapaliśmy pierwszy autobus z głównej promenady w porcie i o 6:30 polecieliśmy do Bergamo, a tam po 70 minutowej przesiadce, wróciliśmy samolotem na Okęcie. Przesiadka nie była idealna, gdyż musieliśmy przejść jeszcze raz kontrole podręcznego bagażu, co przy 4 otwartych bramkach i tłumie ludzi zajęło prawie 30 minut i wprowadziło lekki stres.
Reasumując, wyjazd był udany. Bergamo to bardzo dobre miejsce na dłuższy spacer lub obiad przy przesiadkach, ewentualnie na jednodniówkę. Sardynię w styczniu również warto zobaczyć. Problemem był krótki dzień – zmrok ok. 18, wiele zamkniętych hoteli i restauracji oraz niemożliwy wstęp do niektórych zabytków. Spędzenie 3 dni na Sardynii to absolutne minimum, żeby poczuć klimat wyspy. Na względnie spokojne objechanie całej wyspy trzeba przeznaczyć 8 - 10 dni. Budżet wyjazdu na 2 osoby na 4 pełne dni to około 2500 zł, z czego poważną część stanowił
transport po wyspie: wypożyczenie samochodu - 300 zł i 350 zł na benzynę.